Stolce Stalinów

Feliks W. Kres

(fragment tekstu Rafała A. Ziemkiewicza, odnaleziony w tajemniczych okolicznościach)

...rozmowy umilkły jak nożem uciął. W drzwiach izby stanął ogromny, czerwony stalin, pokryty błotem, słaniający się na nogach. Dargoszwarż błyskawicznie rozpiął pokrowiec, rozwiązał rzemienie, odpiął sprzączki i obnażył ostrze pibździela. Wywijając bronią młyńca osłonił przyjaciół. Stalin cofnął się i znikł w mroku nocy, by po chwili wejść drzwiami od zaplecza. Zachwiał się i upadł na podłogę. Leżąc był jeszcze wyższy.
Zaległa cisza.
- On coś trzyma - rzekł Barszcz z Tragaży.
Z zaciśniętej dłoni stalina wystawała kartka. Żałost zerwał się i ją wyrwał.
- Stolce... stalinów... - przeczytał.
Pobladł.
- Stolce stalinów - powtórzył. - Legendarne złote stolce stalinów. Zasiadali na nich królowie...
Ruszył żwawo ku wyjściu.
- Nie to, żebym był chciwy... - rzekł, znikając za drzwiami.
Dargoszwarż i Barszcz pobiegli za nim.
Nikt nie widział, jak leżący stalin uniósł głowę, beknął głośno i spytał:
- Jaglubelegluuluu?

* * *

- Tak - rzekł Żałost, patrząc na ścierające się wściekle po drugiej stronie przepaści tłumy. Szczękały topory i miecze. - W górach broń nie będzie nam potrzebna.
- Pójdźmy - dodał po chwili.
Odwrócił się, potknął i wybił przednie zęby.
- Co ci to, przyjacielu? - przeraził się Dargorszwarż.
Żałost miał to do siebie, że pewnych pytań po prostu nie słyszał. Dargorszwarż pojął, że nie usłyszy odpowiedzi. Odszedł, by przygotować strawę. Dla Żałosta w postaci papki.

* * *

"Umiem patrzeć i myśleć" - pomyślał Barszcz, patrząc na ślady, jakie po kolacji Żałost pozostawił w krzakach. - "Domyśliłem się od razu. Tak - to jest to".
Wrócił do ogniska i - ględząc sam do siebie - z namysłem spozierał na śpiącego przewodnika i opiekuna wyprawy. Najszybciej ze wszystkich zszedł na dno przepaści. Teraz leżał spokojnie i oddychał miarowo. Połamane ręce i nogi wisiały na sznurach przywiązanych do konarów drzewa. Doprawdy - cóż by poczęli bez jego przewodnictwa?
Zakotłowało się nagle w gąszczu i na polanę wpadła grupa stalinów. To były te najgorsze z najgorszych, staliny w kolorze kremlowym. Wiódł je potworny Człowiek Przeciągu.
Napad był tak gwałtowny, a napastników tak wielu, że zanim którykolwiek z wędrowców zdążył pomyśleć o obronie, atakujący w tłoku podusili się sami. Umknął jedynie Człowiek Przeciągu.
Ucierpiał tylko Żałost, który przyjął na siebie pierwszy impet ataku. Leżał teraz nieprzytomny, zmagając się ze śmiercią.
- Niezwykły to człek - zauważył oparty na pibździelu Dargoszwarż - Potężne go moce chronią ode złej przygody.
Rankiem wyruszyli w dalszą droge. Ach, jakże cieżką byłaby wyprawa, gdyby nie Żałost! On podtrzymywał ich na duchu, jasne i pogodne spojrzenie jego prawego oka (lewe wybił sobie palcem, przecierając rano twarz) dodawało otuchy. Podążał na czele, na pomysłowych sankach z gałęzi, pchanych przez Dargoszwarża.
Tak dotarli do centrum królestwa stalinów.

* * *

Siedzący na stolcu król stalinów miał bardzo dostojny wygląd. Stolec ów sporządził specjalnie dla niego duch podziemnych korytarzy, straszliwy i nienasycony Peddał.
- Siadajcie, dostojni goście.
Poszli za wezwaniem, zapadając się w stolce. W tej samej chwili do sali wdarł się kremlowy stalin z okrwawionym mieczem w dłoni. Rzucił się na króla i uczyniwszy straszliwy zamach wbił go sobie w plecy.
Ocaliliście mi życie - rzekł król do wędrowców. - Oto stolec w nagrodę. Nie jest złoty, ale bardzo pracochłonny. Robiły go całe pokolenia stalinów.

* * *

Żałost nabrał w płuca powietrza i stając nad brzegiem przepaści zaśpiewał:
- Wyruszyć z powrotem najwyższy już czas hej nonny, ninny, nonny więc w drogę...
Kamienie umknęły mu spod stóp. Znów zszedł pierwszy. Żyje odtąd w legendach.

Chlewiska, czerwiec 1987.